Kandang Godzilla w Banten
Mimo, że chrześcijanie w Indonezji stanowią jedynie 10% obywateli to 24 i 25 grudnia są dniami urzędowo wolnymi od pracy. Ta część społeczeństwa która nie obchodzi świąt wykorzystuje długi weekend na wypady za miasto albo spotkania ze znajomymi.
Moi znajomi Indonezyjczycy, muzułmanie, zaprosili mnie na spotkanie do ich domku za miastem w prowincji Banten. Nigdy tam jeszcze nie byłem i spodziewałem się normalnego domu na zwykłym, podmiejskim osiedlu. Ku mojego zdziwieniu okazało się, że ich domek leży na wsi na kompletnym zadupiu, musiałem się tam tłuc prawie 2 godziny pociągiem i jeszcze jechać z dworca prawie 30 minut.
BYŁO WARTO! Nigdy jeszcze nie miałem okazji widzieć indonezyjskiej wsi z bliska. Prawie pół dnia spędziłem na jeżdżeniu pożyczonym od znajomych skuterem pośród pól, lasów i pastwisk, od czasu do czasu mijałem malutkie domki z czerwoną dachówką, a co chwilę jakieś okoliczne dzieci wybiegały na ulicę krzycząc do mnie „halo mister” i „pelan-pelan”(jeźdź powoli). W pewnym momencie nawet jeden skuter z trzema chłopcami w wieku ok. 14 lat dołączył do mnie i przez parę kilometrów jechaliśmy razem.
Przez cały dzień nad okolicą przechodziły opady deszczu, oczywiście nie wziąłem żadnej bluzy ani kurtki toteż gdy deszcz się nasilał robiłem postoje od jazdy w tzw. „warung kopi” – wykonanych z bambusa i krytych brezentem małych budkach w gdzie można wypić gorące lub zimne napoje, kupić jakieś słodycze czy zamówić zupę z proszku.
Zwieńczeniem dnia była w wizyta w miejscu które miejscowi nazywają „kandang Godzilla” (jaskinia Godzilli). Jest to prawdopodobnie stary kamieniołom który został zmieniony w atrakcję turystyczną. Za sprawą wysokich na ponad 20 metrów i zupełnie płaskich, pionowych skalnych ścian miejsce to zapewnia piękne widoki i jest chętnie wykorzystywane przez Indonezyjczyków szukających ładnego ujęcia na nowe zdjęcie profilowe na Facebooka i Instagrama. Mimo kiepskiej pogody banan nie schodził mi z twarzy przez cały dzień!