Wulkan Tangkuban Perahu na Jawie
Znajdująca się na wysokości ponad 2000 m.n.p.m kaldera aktywnego wulkanu Tangkuban Perahu to gigantyczna atrakcja turystyczna mimo, że wulkan cały czas jest aktywny, ostatnia erupcja miała miejsce w 2013 roku.
W leżącym 16 kilometrów od wulkanu mieście Bandung wynająłem skuter i ruszyłem w drogę na szczyt, nie spodziewając się co to będzie za przygoda.
Jak wspominałem na szczyt jedzie się 16 kilometrów non-stop pod górę, w niektórych miejscach stromizna drogi przekracza 45 stopni, brakuje barierek ochronnych na zakrętach, miejscami jedzie się dosłownie metry od przepaści, po drodze minąłem kilka zagotowanych samochodów, aż sam się dziwię że mój malutki skuter (120cc) dał radę, chociaż w jednym miejscu musiałem wstać i go pchać ale uparłem się że wyjadę na ten wulkan. Jednym z najniebezpieczniejszych momentów była sytuacja gdy jadący przede mną samochód zaczął się turlać w dół i musiałem uciekać na bok żeby mnie nie staranował. Przez swoje nieogarnięcie źle ustawiłem GPS i zamiast jechać po w miarę dobrej szosie to połowę trasy tłukłem się po jakiś wiochach, polach i lasach gdzie zamiast asfaltu był żwir ale miało to też swoje zalety – te wioseczki pełne małych drewnianych chałupek i przydomowych poletek ryżowych na tle gór są naprawdę urokliwe. Dodam jeszcze, że samo miasto Bandung leży na wysokości 700 m.n.p.m więc na odcinku 16 kilometrów pokonałem 1300 metrów różnicy wysokości.
Warto było się natrudzić, bo wjazd na górę był tego warty. Widoki są oszałamiające, a sama kaldera wulkanu jest olbrzymia i naprawdę robi wrażenie, nadal wydobywa się z niej dym zatruwając całą okolice smrodem, a na pobliskim parkingu można było znaleźć błyszczące grudy siarki co wskazuje że wulkan nadal wyrzuca z siebie materiał piroklastyczny. Na samej górze, w pobliżu krateru znajduje się parking, małe bary z jedzeniem i wiele dobrze zorganizowanych punktów widokowych.
Wstęp kosztuje 300 tysięcy rupi (ok 80 zł) chyba że jest się lokalsem albo ma kartę stałego pobytu, wtedy płaci się 1/10 tego hehehe. Odradzam jedzenie na szczycie, ceny rzędu 4 zł za jedną (!) pieczoną parówkę bez chleba ani jakichkolwiek dodatków to zdzierstwo gorsze niż na Krupówkach. Warto też zaopatrzyć się w dużo gotówki, bo w okolicy nie ma bankomatów ani terminali płatniczych.
Pomijając jednak gówniane jedzenie to uważam to miejsce za warte odwiedzenia jak ktoś z was będzie na Jawie. Ja tu jeszcze na pewno kiedyś tu wrócę choćby dla gorących źródeł które są w pobliżu, a których tym razem nie udało mi się odwiedzić.