Jak wygląda indonezyjskie społeczeństwo.
W dalekiej Azji społeczeństwo wygląda inaczej niż społeczeństwo w Europie. Tutaj w relacjach sąsiedzkich ludzie są dużo bardziej z zżyci, każdy każdego zna, każdy o każdym wszystkie wie i ciężko tu być introwertykiem indywidualistą. Ja mieszkam w mieście, nie na wsi a i tak przy każdej okazji jak narodziny dziecka, ślub czy pogrzeb schodzi się cała okolica, czasami to może być nawet kilkaset osób, w wielu meczetach jak i kościach co tydzień odbywają się specjalne spotkania na których ludzie się modlą, jedzą i dyskutują. Normalnym jest też cała masa lokalnych akcji integracyjnych – wspólne patrolowanie ulic w nocy, festyny rodzinne, grupowe sprzątanie ulic, sadzenie drzewek, wykłady w świątyniach czy spotkania z lokalnymi politykami. Najlepsze, że uczestnictwo w tym jest obowiązkowe!
Za nieprzyjście można się narazić na ostracyzm i wykluczenie ze społeczności, kary finansowe (np. w przypadku odmowy patrolowania ulic) ale najgorszy jest gniew lokalnych urzędników, którzy potem mogą się mścić poprzez utrudnienie zdobycia różnych zaświadczeń i dokumentów.
Ja dwie ostatnie lokalne imprezy – czyszczenie ulic i jakiś wiec polityczny olałem. Wczoraj odbyło się spotkanie lokalnej społeczności na którym dyskutowano o bieżących sprawach osiedla. Od paru dni tutejszy urzędas wydzwaniał do mojej żony i osobiście przychodził do mojego domu żeby upewnić się, że przyjdę. Przez 3 godziny lokalsi dyskutowali o tak fascynujących zagadnieniach jak rozliczenie pieniędzy z datków na lokalny meczet, sprzątanie cmentarza, remont drogi i wysokość zasiłku pogrzebowego. Oczywiście pojawianie się tam białego Europejczyka też wzbudziło nie lada sensację, wiele osób komplementowało mój nos. Dobrze, że chociaż jedzenie było za darmo hehe. Zdziwiłem się, że dali grillowanego kurczaka i jakieś ryby, na bogato, bo zazwyczaj na takich spotkaniach jest tylko suchy ryż z gotowanymi warzywami i pikantnym sosem sambal.
Dziś na wszystkich osiedlach w stolicy odbywają się koncerty z okazji Święta Niepodległości Indonezji. Dzieci z okolicznych szkół będą prezentować swoje tańce, będą zespoły grające “dangdut” – coś co ja nazywam Indonezyjskim discopolo (wesołe piosenki o miłości pod skoczną melodię będącą kombinacją muzyki Arabskiej, Hinduskiej i Chińskiej), Ja na te koncerty nie chodzę odkąd 3 lata temu lokalsi wepchnęli mnie na scenę. Dla nich widok tańczącego białasa to była świetna rozrywka, ja zaliczyłem największą żenadę życia, do dziś nie mogę tego rozchodzić.
Między koncertami odbywają się zabawy pokroju wyścigów w workach, biegów z łyżką i jajkiem i gry w gorące krzesła za które można wygrać prawdziwe pieniądze, a większość uczestników to dorośli ludzie. A już jutro z rana – osiedlowa joga – całe osiedle schodzi się o 6 rano, rozkłada maty na ulicy i wszyscy będą ćwiczyć!
Od znajomego Polaka mieszkającego niedaleko miasta Surabaya, 600 km od Dżakarty, wiem, że w tamtym regionie ludzie maszerują z portretami prezydenta i wiceprezydenta przy każdym święcie niepodległości, a mój przyjaciel został na taki pochód zaproszony.
Ciekawe, że od momentu otrzymania karty stałego pobytu w Indonezji, ludzie tutaj traktują mnie „jak swojego”. Nie ma znaczenia, że jestem białym obcokrajowcem bez praw wyborczych, według nich skoro tu mieszkam to mam robić to co oni czyli uczestniczyć we wszystkich tych zabawach, imprezach, pochodach i lokalnych wyborach.
Poniżej parę zdjęć z wczorajszego, osiedlowego spotkania. Gość z mikrofonem na zdjęciu po prawej to lokalny urzędnik i organizator całej imprezy.